niedziela, 26 lutego 2012

Górskie zmagania

Ostatni tydzień lutego Keen-On-Run spędził w treningowym odosobnieniu :) Podczas, gdy Tomek udeptywał dąbrówkowe ścieżki ja wybrałem się potrenować w Góry Kamienne będące jednym z górskich pasm Sudetów Środkowych. Okolica nieprzypadkowa; to tutaj bowiem odbędzie się zaplanowany na kwiecień/maj ostateczny sprawdzian naszego teamu przed Rzeźnikiem.
Na miejscu aura robiła wszystko by zniechęcić do siebie. Bardzo zmienna temperatura, duża wilgotność, mgły i mżawki... Jeśli do tego dorzucić moje lekkie acz dokuczliwe przeziębienie oraz kłopoty z obuwiem (o tym później), to zrobiła się z tego mieszanka iście anty-biegowa. Zbieg powyższych i kilku innych czynników sprawi, że z zaplanowanych 4 biegów (3 krótsze i jeden długi) odbyły się dwa.

ŚLIZG NA ZAMEK

Podczas pierwszego z biegów przetestowałem ścieżki Książańskiego Parku Krajobrazowego - istnej perły okolic Wałbrzycha. To w jego granicach mieści się słynny Zamek Książ. Początek biegu to wspinaczka na sam szczyt zamkowego wzgórza (około 7km). Na górze czeka nagroda w postaci samego zamku oraz zapierających dech w piersiach widoków na przepastne wąwozy i urwiska wokół całego kompleksu.


Dalsza część trasy to wolno opadający zbieg wzdłuż malowniczo położonych parkowych ścieżek wiodących aż do samych Świebodzic - miasteczka położonego u stóp wzgórza (12km). W tamtejszej cukierni oddałem się rozkoszom konsumpcji lokalnych specjałów w postaci ślicznie wypieczonej maślanej bułeczki:) Po krótkiej uczcie udałem się w drogę powrotną. Za cel obrałem obiegnięcie wzgórza zamkowego od jego zachodniej strony. Odcinek ten to zaledwie skraj wielkiego kompleksu lasów parku krajobrazowego, po którym można wydeptać naprawdę sporo kilometrów i nie raz, nie dwa się zgubić. Teren obfituje w pagórki i liczne wzniesienia. Jest to okolica namiętnie odwiedzana przez wszystkich tych, którzy spragnieni są nie tylko wędrówki i spacerów ale także agresywnej rowerowej jady czy nawet motocross-owego szaleństwa. Istne biegowe eldorado w zasięgu "ręki" dla wszystkich Wałbrzyszan z okolic Piaskowej Góry i Podzamcza (dwóch dzielnic mieszkaniowych znajdujących się w bliskim sąsiedztwie parku). To tędy właśnie wiodła ostatnia część mojego pierwszego biegu.


Cały bieg, choć obfitował w piękne zimowe krajobrazy okazał się techniczną łamigłówką dla nóg. Mróz nocy zmienił topniejący poprzedniego dnia śnieg w iście lodową skorupę pełną dziur i nieregularności, nad którymi nie zapanowałaby żadna geometryczna formuła czy wzór. Nie było mowy o miękkim i pewnym biegu; stopy lądowały jak chciały i gdzie chciały a każdy krok stanowił nie lada wyzwanie dla mego labyrinthus. Na nic zdały się tutaj całkiem wytrawne buty (Salomon Crossmax), które choć bardzo wszechstronne i uniwersalne na lodzie naturalnie nie dawały rady a na dodatek przez całą trasę uwierały w okolicach pierwszej, dolnej dziurki wiązania (prawdopodobnie kwestia sznurowadeł). Koniec końców wymęczony i lekko obolały wróciłem "na metę".

Łącznie trasa liczyła 19km i 429m samych przewyższeń zaś pokonałem ją w "zawrotnym" średnim tempie 6.03/km.

DO CZECH I Z POWROTEM

Kolejny bieg to zaplanowane na koniec tygodnia długie wybieganie. Starałem się do niego przygotować jak trzeba. Był lokalny wywiad, prowiant, mapa, plecak i ochota na 50km. Wszystko po to, by może w odrobinę większym niż dotychczas zakresie przetestować moje rzeźnickie zapędy. Przygotowałem trzy warianty trasowe. Pierwszy dłuższy i łatwiejszy z Unisławia Śląskiego do Grzędów przez Boguszów-Gorce do Mieroszowa i z powrotem do Unisławia przez Sokołowsko. Drugi krótszy acz zdecydowanie trudniejszy z Unisławia Śląskiego czerwonym szlakiem przez szczyt Lesista Wielka (854 m n.p.m.) do Grzędów a stamtąd tą samą drogą jak w wariancie pierwszym do Mieroszowa i z powrotem do Unisławia. Trzeci - najmniej malowniczy ale być może bardziej rozrywkowy – przez Golińsk do Czech i z powrotem.

dwa pierwsze warianty trasy
Niestety już na starcie wystąpiły poważne problemy... Fatalna, deszczowa pogoda, masy topniejącego śniegu oraz jak się okazało totalnie zasypane wszystkie szalki i przejścia górskie spowodowały, że pierwsze dwa scenariusze wyprawy musiałem odłożyć na później i skoncentrować się trzecim.

Wziąłem ze sobą plecak wypełniony płynem izotonicznym Vitargo (+Electrolite), pokaźnych rozmiarów, solidną bułę z serem, kilka żeli energetycznych i paczkę sezamków. Trasa w całości asfaltowa wiodła górskimi serpentynami z Unisławia Śląskiego przez Mieroszów aż do przejścia w Golińsku, stamtąd dalej przez Starostin po czeskiej stronie do Mezimesti (15km). W Mezimesti miałem nadzieję na solidny czeski posiłek jednakże miasteczko to od czasów kiedy ukrócono szkodliwy zdaniem władz proceder handlu transgranicznego  przypomina raczej martwą osadę rodem ze spaghetti westernów. Po krótkim postoju, podczas którego skonsumowałem danie główne (bułę z serem) udałem się w drogę powrotną. Na 21km skończyło się Vitargo i to akurat na odcinku najmniej zamieszkanym. Brak płynu dał mi solidnie we znaki już na 26km, kiedy to zacząłem desperacko rozglądać się za sklepem. W dość kiepskim stanie dotarłem do Mieroszowa i tamtejszym sklepie życie uratowała mi zakupiona w pośpiechu puszka koli. Cukier i bąbelki zadziały piorunująco. W niespełna minutę byłem gotowy do dalszego biegu i jak natchniony przebiegłem kolejne 5km. Za Mieroszowem by nadłożyć kilometrów droga wiodła pętlą przez malowniczo położone uzdrowiskowe Sokołowkso (35km). Tam wypiwszy jeszcze jedną kolę (ostatnio napój ten z takim natężeniem piłem chyba z rok temu, hehe) udałem się z powrotem do Unisławia.

W drogę zabrałem ze sobą kolejną parę testowych butów (Salomon XT Wings 2). I to właśnie one a nie brzydka pogoda zdecydowały o tym, że cały bieg zaliczam do mało przyjemnych. Po 20 km zaczęły uwierać mnie okolicy środkowej części zewnętrznego łuku stopy. Dalsze kilometry to ciągłe ugniatanie wciąż tego samego miejsca odmierzane regularnym krokiem. Mimo dyskomfortu, niesiony mieszanką endorfin i adrenaliny nie ustępowałem. Za wygraną musiałem dać dopiero na samym końcu; ostatni kilometr przemaszerowałem w bólach i zrezygnowaniu. Bieg odcisnął konkretne piętno na mojej zmęczonej stopie.


Ostatecznie wyszło 40km z łącznie 653m przewyższeń ze średnią prędkością 5:55/km

Reasumując te dwa biegi dały mi sposobność do wyciągnięcia następujących wniosków:
- Forma niezła i gdyby nie buty przebiegłoby się więcej
- Nigdy nie biegać będąc przeziębionym
- Salomony, jako buty biegowe są nie na moje stopy
- Kola rulez!
Chowam je do mojego pudełka z napisem "doświadczenie"

Obydwie trasy udostępniam standardowo przez Garmin Connect:
Jak również zdjęcia – tutaj.
(witek)

środa, 15 lutego 2012

III Maraton Gór Stołowych


Team Keen-On-Run oficjalnie na liście startowej 3-go Maratonu Gór Stołowych! Impreza - chodź bardzo młoda - już zyskała rangę kultowego biegu górskiego. Dość powiedzieć, że od chwili rozpoczęcia zapisów (noc 15 lutego) do godziny 10:00 rano tego samego dnia na liście startowej pojawiło się 90 zgłoszeń (limit wynosi 500). Trasa wiedzie wzdłuż najpiękniejszych szlaków Gór Stołowych i Broumovskich Sten po czeskiej stronie. Najtrudniejszym aspektem biegu jest potężne przewyższenie ponad 2500 metrów (!) oraz wymagające technicznie ścieżki między skałami i w lasach. Limit czasu wynosi 8 godzin.
Należy dodać, że jako jeden z nielicznych polskich biegów jest również oficjalnie premiowany (jeden punkt z wymaganych pięciu) do Ultra-Trail du Mont-Blanc.

W biegu wystartuje nasza koleżanka z Dąbrówki Anna Ranoszek, znana w szerszych kręgach jako instruktor i egzaminator Polskiego Związku Karate Tradycyjnego przy Poznańskiej Akademii Karate. Ania wystartuje w tej imprezie po raz drugi i pewnością będzie chciała poprawić poprzedni rezultat!

Dla nas będzie to póki co drugi najcięższy ze startów zbliżającego się sezonu biegowego. Miejmy nadzieję, że uda nam się w pełni zregenerować siły po czerwcowym najcięższym Biegu Rzeźnika

Trasa maratonu dostępna tutaj
(witek)

sobota, 11 lutego 2012

Relacja z X Biegu Trzech Jezior w Trzemesznie


 


Wyjeżdżaliśmy z Dąbrówki przy 21 stopniach poniżej zera. Czy w takich warunkach da się w ogóle pobiec? Czy będziemy próbować pobić nasze rekordy a może pobiec treningowo? Jak się ubrać???. Te i inne pytania towarzyszyły nam do samego Trzemeszna. Za oknami samochodu mijaliśmy mroźną białą scenerię okraszona jasnym zimowym słońcem, zaś z głośników cicho sączyły się dźwięki cudownej płyty Bon'a Iver'a




Na miejscu dotarliśmy chwilę po 9:00 i po krótkiej weryfikacji w hali tutejszego OSIR-u ruszyliśmy w drogę do miejsca startu. Odcinek ten pokonaliśmy we trójkę z naszym serdecznym kolegą Jarkiem, którego niespodziewanie spotkaliśmy podczas odbioru numerów startowych :)

Miejsce startu przywitało nas pięknym słońcem, co razem z gorącą atmosferą choć trochę złagodziło skutki srogiej w ostatnich dniach zimy. Oczekiwanie na wystrzał startera upłynęły na krótkich rozmowach ze znajomymi z tras biegowych i na intensywnej rozgrzewce. Cel z góry określony: zejść poniżej 1h 10min.
START!!!
Pierwsze dwa kilometry mimo początkowego tłoku na trasie pokonaliśmy o 25 sec/km szybciej niż zaplanowaliśmy. A może w takim tempie uda się pobiec cały dystans? I tak też się stało - płynąca w żyłach adrenalina oraz rozgrzane mięśnie i umysły nie pozwalały nam zwolnić, czego efektem po pięknym zespołowym biegu były czasy na mecie o blisko pięć minut lepsze niż we wcześniejszym założeniu!

Tomek - 01:05:11 miejsca: 125 (kategoria open) i 47 (kategoria M3)
Witek -  01:05:34 miejsca 130 (kategoria open) i 49 (kategoria M3)

Jarek ukończył bieg w środku stawki na dobrym 257 miejscu z czasem 01:12:35
Pełne wyniki dostępne tutaj

Warto dodać, że w biegu wzięło udział łącznie 533 zawodników. Tym bardziej cieszymy się, że obydwoje uplasowaliśmy się w pierwszej ćwiartce! Na mecie oprócz wielkiej satysfakcji, czekały na nas medale i pyszna grochówka. Poziom endorfin i emocji był tak wielki, że skutecznie utrudnił nam zrobienie dużej ilości zdjęć;). Te kilka, które udało się jednak zrobić dostępne są tutaj

Jutrzejszą niedzielę ogłaszamy dniem wolnym od biegania, ale od nowego tygodnia konsekwentnie realizujemy nasz plan treningowy. Do imprezy docelowej zostało już tylko 117 dni!

Najbliższe starty: Maniacka10 i Półmaraton Poznański. Do zobaczenia na trasach.
Zapis trasy na Garmin Connect.
(tomek)

niedziela, 5 lutego 2012

38km - pętla Dąbrówka-Zborowo-Lusowo-Swadzim


Dzisiejsze niedzielne długie wybieganie rozpoczęło wczesnym rankiem przy 18-stopniowym mrozie i upłynęło pod znakiem "oszronionych pejsów" :)


Wybiegliśmy z Dąbrówki w kierunku Zborowa, nad jezioro Niepruszewskie (10km), później przez Więckowice aż do Lusówka, skąd północnym brzegiem jeziora Lusowskiego dotarliśmy do Lusowa (23km). Z Lusowa obraliśmy kierunek na Swadzim, gdzie odwiedziliśmy tamtejszy Decathlon (30km) i udaliśmy się w drogę powrotną do Dąbrówki przez Dąbrowę (łącznie 38km). 

Przez całą trasę staraliśmy się utrzymywać jednostajne tempo między 5:40 min/km a 6:00 min/km (śr. 5:57 min/km). Utrzymywanie takiego tempa to też ważny element naszego treningu. Ma to na celu wymuszenie w pewnym sensie "reżimu" na rozentuzjazmowanych głowach i rozgrzanych ciałach, które szczególne w początkowych etapach biegu mają tendencje do tzw. zrywów. Każdy taki zryw to dług tlenowy, który wcześniej czy później upomni się o siebie. Jak to mawiają - rzeźnika biegnie się przede wszystkim głową.

W trakcie całego biegu towarzyszył nam siarczysty mróz. Pomyłką okazało się wzięcie picia do bukłaków w plecaku. Po kilkunastu kilometrach płyn zamarzł w sposób kompletnie uniemożliwiający jego spożycie a co za tym idzie - regularne nawadnianie. Dopiero  w Lusowie udało nam się zatrzymać, w tamtejszym sklepie, posilić i uzupełnić niedobory płynów (ach, jak to wszystko cudownie w trakcie biegu smakuje...)

Mróz zelżał dopiero w okolicy godziny 13:00, kiedy to w pełnym słońcu pokonywaliśmy ostatni odcinek ze Swadzimia do Dąbrówki. Było to póki co nasze najdłuższe z niedzielnych wybiegań, które sukcesywnie będziemy starać się wydłużać do 50km.
Czas upłyną odmierzany naszymi regularnymi krokami i rozmowami o tym co jeszcze przed nami zanim ostatecznie staniemy na trasie tego słynnego biegu.  

Dla zainteresowanych zdjęcia z trasy oraz jej zapis przez Garmin Connect.
(witek)

piątek, 3 lutego 2012

Mróz aż piszczy


Ostatni trening biegowy odbył się pomimo niesprzyjającej temperatury. Kiedy wieczorem wybiegaliśmy wskazania termometrów oscylowały w okolicach -12C. Wyjście w taki ziąb, wieczorem dla większości z nas to smutna konieczność. A tutaj Jeszce trzeba biec i to 15 km... O ile większość ciała szybko podczas biegu się rozgrzewa, to problem z utrzymaniem właściwej temperatury mają przede wszystkim nasze ręce i głowy. O te części ciała trzeba, zatem zadbać najlepiej. Uwierzcie - zimne, "zgrabiałe" dłonie są w stanie zepsuć całą przyjemność z biegu. Oddzielna i skuteczna ochrona należy się naszym gardłom, oskrzelom i płucom. To właśnie tam dostaje się zimne powietrze, którego o wiele większe ilości wdychamy z uwagi na dużo wyższe zapotrzebowanie tlenowe. Tutaj żarty się kończą; nie wychodzimy bez dodatkowej ochrony naszych ust i nosów. Mile widziane wszelkiego rodzaju półprzepuszczalne chusty, szale a nawet specjalistyczne maseczki przeciwpyłowe - ot choćby ja ta tutaj.

Na temat biegania w niskich temperaturach zdania są podzielone. Jedni mówią, że nie można poniżej -10C inni z kolei, że nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że niskie temperatury biegaczom szkodzą; samo bieganie zaś jest tylko indywidualną kwestią adaptacyjną. Zachęcamy do zapoznania się z opinią biegowych ekspertów na bieganie.pl

Wygląda na to, że mróz nie zamierza zelżeć i nasze kolejne treningi (w tym niedzielne długie wybieganie) będą odbywać się rekordowo niskich jak na ten rok temperaturach. Team Kenn-On-Run jednak napiera dalej i nie boi się Dziadka Mroza!
(witek)

czwartek, 2 lutego 2012

Chwile warte biegu #2


Uwaga, uwaga! W naszych dąbrówkowych lasach widziano błąkającego się samotnego łosia. Zwierzę nie było płochliwe i całkiem prawdopodobne zbłądziło do nas z jakiś większych terenów leśnych (być może z okolic puszczy noteckiej?). Ktoś powie, że to nic a ja mówię, że taki łoś, to już coś!
Swoją drogą ciekawe co jeszcze uda nam się w tych lasach wypatrzeć? Cokolwiek by to jednak było nie ukryje się przed czujnym oczami biegaczy grupy Keen-On-Run. Będziemy na bieżąco raportować ;)


 

Mamy potwierdzenie. W e-mailu otrzymanym w dniu 05/02/2012 od Pani Katarzyny Dolaty-Wiciak z nadleśnictwa Konstantynowo czytamy:

"Dzień dobry!
Dziękuję Panu za cenną dla nas informację. Ten łoś jest widziany w okolicy, którą Pan wymienił od jakiegoś czasu. Łosie bytują na terenie naszego Nadleśnictwa tylko chwilowo - odpoczywają, regenerują się przed dalszą wędrówką, przebiega tu tzw. szlak migracyjny łosi na południowy - zachód.
Serdecznie dziękuję za informację - pozdrawiam i proszę o kontakt w przypadku ponownego spotkania."

Z pewnością poinformujemy, jak tylko uda nam się raz jeszcze wypatrzeć Pana Łosia ;)
(witek)