wtorek, 24 kwietnia 2012

Obóz biegania naturalnego (20-22/04/2012)



Team Keen-On-Run melduje powrót z weekendowego wyjazdu na obóz Biegania Naturalnego. Nasza przystań mieściła się w malowniczo położonym ośrodku szkoleniowym Uniwersytetu Przyrodniczego zlokalizowanym w samym sercu Puszczy Zielonka. Organizatorem i głównym pomysłodawcą obozu był znany z portalu bieganie.pl Jacek Ksiąszkiewicz (pseud. Yaccol), którego można również spotkać na poznańskich zgrupowaniach Biegam Bo Lubię (BBL) odbywających się każdej soboty na stadionie Olimpii, na które skądinąd serdecznie zapraszamy.

Na wyjazd ów czekaliśmy z utęsknieniem;) Biorąc pod uwagę nasze ostatnie „naturalistyczne” zapędy biegowe oraz dość duży zwrot w kierunku warsztatu i techniki biegu obóz ten spadł nam jak z nieba. Dość powiedzieć, że jak tylko pojawiła się o nim informacja na stronie bieganie.pl bez większego namysłu postanowiliśmy zgłosić nasz udział. 
W pięćdziesięcio kilometrową trasę dzielącą naszą „ukochaną” Dąbrówkę od centrum Puszczy Zielonka postanowiliśmy wybrać się rowerami. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Trafiliśmy świetną pogodę, był czas na porządną ”śmiechawę” no i co ważne udało nam się po raz drugi trafić do naszej kultowej już cukierni na Ostrowie Tumskim, której absolutnie doskonałe drożdżówki polecamy!


W zgrupowaniu wzięło udział łącznie 8 osób. Było więc kameralnie, co oznacza, że trener mógł spokojnie przyglądać się postępom każdego z nas.  Każdy dzień zaczynaliśmy zgodnie z planem, czyli krótkim rozruszaniem, po którym odbywał się trening zasadniczy, zaś po obiedniej sjeście miał miejsce trening uzupełniający. Wieczory poświęcaliśmy na podsumowanie aktywnego dnia połączone z małym „świętowaniem” w obozowy gronie. Był czas na dodatkowe pytania, analizę wideo czy choćby masaże utrudzonych mięśni. 


Podczas treningów mieliśmy okazję bliżej przyjrzeć się wizji szkoleniowej Jacka, która jak to w bieganiu naturalnym mocno koncentruje się przede wszystkim na rytmice i pozycji biegowej (ach te spinki i sprężynki;), odpowiednim rozciąganiu i treningu siłowym. A wszystko po to by w najbardziej efektywny sposób wykorzystać nasze łańcuchy kinetyczne redukując tym samym właściwy ruch i wysiłek biegowy do niezbędnego minimum. Samego biegania było natomiast mało. Jeśli ktokolwiek nastawiałby się na w kilkunasto-kilometrowe wybiegania mógłby być mocno zaskoczony. Dystanse, które pokonywaliśmy (w tym przecudny 10-kilometrowy „bosak” w lesie), miały na celu niejako „na żywca” weryfikować nasze postępy i założenia treningowe.
Oddzielny wątek to buty w bieganiu naturalnym. Jacek jest bowiem uznanym autorytetem w dziedzinie tuningowanego obuwia, którego zadaniem jest przede wszystkim uwalniać nasze stopy a co za tym idzie ułatwiać naturalne bieganie ze śródstopia. Jego autorskie projekty, polegające na daleko posuniętych modyfikacjach istniejącego obuwia znalazły uznanie w całej Polsce a ich realizacją chwali się na forum bieganie.pl – ot choćby tutaj. Na obozie można było osobiście przymierzyć takie cuda ;)

W drogę powrotną z obozu udaliśmy się naszymi rowerami. Tym samym pokonaliśmy nimi okrągły dystans 100 km. Nasz pobyt na obozie jednogłośnie uznajemy za udany. Szkoda tylko, że zabrakło konkretnego i zorganizowanego czasowo wykładu, na którym moglibyśmy odnieść cykl szkoleniowy Jacka do etiopskich źródeł i konkretnych rezultatów a także postarać się o symulację przykładowego planu treningowego, którego ułatwiłby przesiadkę z biegania „tradycyjnego” na bieganie naturalne. Z przyczyn od nas niezależnych nie doszło do skutku również ognisko :( Powyższe uwagi należałby traktować jako sugestie na przyszłość. Reasumując było wesoło, poznaliśmy ciekawych ludzi i co najważniejsze udało się poszerzyć naszą biegową wiedzę o nowe doświadczenia, które teraz pozostaje wdrożyć w nasz indywidualny cykl treningowy i weryfikować postępy na sobotnich spotkaniach BBL ;) Czekamy na kolejny podobny obóz, który mamy nadzieję odbędzie się jakoś wkrótce…

Zapraszamy do obejrzenia przezabawnego komiksu zdjęciowego autorstwa Jacka tutaj 

A na koniec mała próbka wspólnego biegu naturalnego w wykonaniu m.in. Keen-On-Run

(witek)

środa, 11 kwietnia 2012

5km w biegu Wielkanocnym


Będąc w Wałbrzychu skorzystałem z okazji by wziąć udział w czternastej już edycji biegu, który rok rocznie odbywa się tam w świąteczny poniedziałek. Impreza pod nazwą Biegu Wielkanocnego organizowana jest przez prężnie działający w rejonie wałbrzyskim WKB Podzamcze. Bieg odbywa się na obszarze osiedla Podzamcze a idea jaka mu przyświeca, to spalenie nadmiaru kalorii nagromadzonych podczas świąt. Chociaż sama trasa jest bardzo mało zachęcająca (bieg wiedzie 600 metrową pętlą chodnikową), to sama atmosfera i organizacja stoi na dobrym poziomie.

Nic jednak nie równa się zaskoczeniu jakie doznałem pojawiwszy się na miejscu. Otóż jak spod ziemi pojawili się tam czterej czarnoskórzy biegacze! Dałbym 3 szanse ale zagadnęlibyście za pierwszym razem skąd do nas przyjechali... Oczywiście z Kenii - nie mogło być inaczej ;) Okazało się, że panowie w tamtejszych górkach mają od jakiegoś czasu swoje treningi i aktywnie przygotowują się do zawodów. 

Ostatecznie na starcie biegu głównego stanęło 72 zawodników. Wielu miało apetyt na wygraną, ale Kenijczycy nie pozostawili złudzeń nikomu. Na metę wbiegli razem, zaś najlepszy z nich miał czas 0:15:59. Pierwszy Polak  (Patryk Łazarski) wbiegł z czasem 0:16:33. Mnie udało się bieg skończyć na 24 miejscu  czasem 0:18:25 (byłem siódmy w swojej kategorii wiekowej).

Po biegu było ognisko, kiełbaski i piwo, które można było zakupić w lokalnym barze "U Stasia", który notabene był współorganizatorem całego zamieszania ;)

Jeśli jest ktoś zainteresowany wynikami to zapraszam na stronę WKB Podzamcze
Garść zdjęć tutaj
(witek)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

II Bieg o Koronę Dąbrówki

"Bieg o Koronę Dąbrówki" to cykl imprez, z których pierwsza edycja odbyła się przed rokiem. Na starcie biegu głównego stanęło wówczas ponad 200 biegaczy i biegaczek co jak na debiut było liczbą imponującą. Tegoroczna edycja obędzie się 27 maja na wydłużonym do 10 km dystansie. Jest to dla nas impreza szczególna gdyż poprowadzona duktami leśnymi, na których spędzamy setki godzin wylewając hektolitry potu i ścierając kolejne pary obuwia biegowego. To właśnie tu, w zakrzewskich lasach zaczęliśmy przygodę z bieganiem i zakosztowaliśmy biegania naturalnego. Obecność w ostatni weekend maja jest dla nas wręcz obowiązkiem, ale także okazją do spotkania ze znajomymi, sąsiadami i spędzenia czasu w miłej atmosferze  na pikniku. W ramach imprezy zaplanowane są także biegi dla dzieci a także marsz nordic walking.
Szczegóły i zapisy tutaj
Wyniki i galerie zdjęć I biegu o Koronę Księżnej Dąbrówki tutaj


piątek, 6 kwietnia 2012

Poznań Półmaraton - spóźniona relacja



Pobudka 6:30 rano, chłodno - temperatura zaledwie 4 stopnie C, deszczowe chmury i ten wiatr...Wystarczyło by niejednemu odebrać ochotę do pobudki i wyjścia z domu. Nikt jednak pogody pod półmaraton nie dobiera i trzeba biec choćby "zrywało dachy". Pozostało ruszać i mieć nadzieję, że pogoda do godziny 10:00 zdoła się jednak poprawić. Jak bowiem w takich warunkach bić życiowe rekordy?

Na Maltę dojechaliśmy chwilkę po 08:00. Zdecydowaliśmy pozostać jeszcze chwilę w aucie i zza szyb poobserwować jak pojawiają się nowi uczestnicy a organizatorzy czynią ostanie przygotowania przed startem. Chwilę przed 09:00 zrobiło się na prawdę nieciekawie.  Niebo zasnuły ciemnie chmury, zawiało jeszcze mocniej i posypał się śnieg...  Na szczęście nie trwało to długo, w końcu udało nam się wypełznąć z auta i już w strojach startowych ruszyć na rozgrzewkę.

W miejscu startu tłumy a my ustawiliśmy się tam, gdzie nasze miejsce - w sektorze na 1:30 czyli bezpośrednio za dygnitarzami w startówkach:) Aura tymczasem spłatała wszystkim bardzo miłego figla. Wyszło słońce, wiatr zelżał a temperatura poszła w górę o kilka stopni. Wyglądało tak, jakby "ten Ktoś" u góry wcisnął na konsoli klimatycznej guzik z napisem "idealna pogoda biegowa". Jeszcze tylko mały dylemat odnośnie tego kiedy mam nacisnąć przycisk start w Garminie (wyszło na to, że razem ze strzałem startera) i... ruszyliśmy.  Zgodnie z naszym postanowieniem zdecydowaliśmy się biec na wirtualnego partnera w Garminie kontrolując jednocześnie pozycję baloników. Wiedzieliśmy, że aby dobiec na choćby 1:29:30 czeka nas albo ciągły bieg w tempie około 4:15 albo progresywnym, co w teorii pozwoliłoby nam zacząć nieco wolniej (choćby 4:20) by po około 5 km stopniowo cisnąć na gaz. Wyszła hybryda... Mimo, iż staraliśmy się kontrolować tempo, to po pierwszych 7-8 km okazało się, że mamy około 50-60 metrów przewagi na naszym wirtualnym "kolegą" w zegarku.

Taki stan utrzymywał się do około 10km, kiedy to zupełnie niespodziewanie balony na 1:30 zrównały się z nami. Muszę przyznać, że byłem nieco zaskoczony. Wydawało mi się, że trzymaliśmy równe tempo a tymczasem musieliśmy naturalnie zwolnić na ostatnim podbiegu. I wtedy stało się coś, co do dziś nie daje mi spokoju... Albo w przypływie endorfin i adrenaliny albo ciągnięty strachem, że może się nie udać bez słowa zacząłem cisnąć do przodu; byle przed balony. Wówczas tego nie wiedziałem, ale już wtedy nasz plan biegu zespołowego legł w gruzach. Do samej mety obejrzałem się za siebie tylko raz by sprawdzić czy Tomek ciągnie za mną. Niestety straciliśmy się z oczu...

Dalszy bieg odbył się "w samotności" i niewiele z tego etapu pamiętam. Wiem, że gdzieś za mną co pewien czas odzywały się donośne okrzyki pacemakerów zagrzewających ludzi by nie zwalniać. Kiedy ich głosy się zbliżały ja podkręcałem tempo. Czułem  się jak na jakimś obozie wojskowym, gdzie zacietrzewiony kapral pogania szeregowców. Przed oczami stanęły mi obrazy z takich filmów jak "Full Metal Jacket" czy "Band Of Brothers"


To był jakiś koszmar... Pamiętam, jak mijałem miejsce, w którym niespełna pół roku wcześniej podczas poznańskiego maratonu złapały mnie potężne skurcze. Pomyślałem - "A co się stanie jak znów mnie dopadną?" Nic takiego na szczęście się nie stało. Zamiast tego przyszedł ostatni kilometr i ostateczna walka o utrzymanie tempa. Tam wreszcie dopadły mnie te wredne balony a raczej ich przedni "odłam". Kątem oka i w oddali widziałem koniec Malty i metę. "O rany - przede mną jeszcze cała jej długość! Kto wymyślił tę głupią liczbę 21 097,5 m? Gdzie jest Tomek?" Usłyszałem: "- Widzę tu znacznie lepsze czasy niż 1:30!" To był pierwszy z pacemakerów, który mijał mnie wraz z gromadą tych, którzy postanowili pocisnąć na ostatnim kilometrze. Przez moment nawet udało mi się dotrzymać im tempa. Tylko prze moment, bo nieoczekiwanie okazało się, że wbiegłem "na wieloryba". Na tym ostatnim podbiegu, tuż przed skrętem z głównej ulicy w kierunku jeziora nogi zatrzeszczały jak deski szkunera. Czułem, że moje łydki zaraz eksplodują. Na kolejnych 200-300 metrach desperacko trzymałem się ostatnich niedobitków z grupy 1:30. Kiedy na ostatnich metrach zbiegałem do mety zegar tykał 1:29:57, 58, 59... 1:30:02. I tyle wyniósł mój czas brutto (netto 1:29:54). Tomek wbiegł 19 sekund po mnie z czasem brutto 1:30:21 (netto 1:30:13).

Do odgwizdania pełnego sukcesu zabrakło bardzo niewiele. Trudno w tej chwili spekulować czy udałoby się gdybyśmy trzymali się pierwotnych założeń zdając się na wirtualnego i stopniowo odrabiając straty? Czy udałoby się nie tylko dotrzymać należytego tempa albo nawet wspólnie przegonić balony? Dlaczego Tomek nie pocisnął wtedy za mną? Zabrakło doświadczenia czy zgrania? Wiele z tych pytań pozostaje bez odpowiedzi. Chociaż bieg zespołowy nie wypalił do końca a oficjalne czasy brutto nie okazały się być poniżej wymarzonego 1:30 to jakby nie było zabrakło tak niewiele a każdy z nas zrobił w ten dzień swoją życiówkę. Tomek poprawił swój ostatni rezultat o 3 minuty ja jako jeszcze "świerzynka" aż o 14 minut. Dla mnie była to też kolejna lekcja, podczas której wirtualny tym razem nauczyciel grubą kreską podkreślił na tablicy zdanie: "Sport uczy pokory".

PS.
Choć nie udało się z "Maltanami" już za kilka miesięcy powalczymy z Gryfami w Szczecinie i tam jestem pewien, że połamiemy im te krzywe dzioby ;) Przez całą imprezę towarzyszył nam Daniel, który napstrykał dla nas fajne zdjęcia dostępne tutaj i tutaj. Oficjalne wyniki zaś znajdziecie tutaj.
(witek)

Wczesno-wiosenne przebieżki w Wałbrzychu


Mój kwietniowy krótki powrót do Wałbrzycha to także wspaniała okazja do powrotu na tutejsze szlaki górskie. Mimo iż moje mięśnie nie doszły w pełni do siebie po poznańskiej połówce, to dziś rano wbrew chłodnej aurze postanowiłem zrobić sobie lekki bieg w pierwszym zakresie. Warto było nie tyko dla samych endorfin ale może i przede wszystkim dla tych przecudownych wąskich, leśnych ścieżek tu i ówdzie najeżonych kamieniami i wystającymi korzeniami, technicznych zbiegów i podbiegów a także głębokich jarów oraz wąwozów. Ach, gdybyśmy w Poznaniu mieli takie "górki"...
Na bieg założyłem parę Minimusów od New Balance'a - butów, w których cały czas pilnie uczę się trudnej techniki biegu na śródstopiu. Pomimo mokrego i śliskiego podłoża doskonale zdały test przyczepności a ich lekkość dodała całemu biegowi żwawości; skąpe i niskie pobicie zapewniło na prawdę wyborne czucie podłoża. Nie bez kozery uznane zostały za jeden z najlepszych modeli minimalistycznych do biegania w terenie. Stanowczo polecam ;)
11 kwietnia odbędzie się tutaj co-roczny bieg Wielkanocny organizowany przez Wałbrzyski Klub Biegacza "Zamek Książ". Dystans zaledwie 5 km i to po pętli 600 metrów ale cóż - skoro już tu jestem... Za to 14 i 15 kwietnia startuje tutaj IX Biegowy Turniej Rycerski, w ramach którego odbędą się dwa biegi na 5 km i 10 km. Są o tyle ciekawe, że pierwszy z nich kończy się wbiegiem na 5 piętro zamku Książ (do pokonania 200 schodów) drugi zaś to rasowy bieg terenowy po ścieżkach okolic ruin starego zamku Książ. Więcej o wymienionych imprezach można poczytać na stronie WKB Idol

Garść zdjęć z dzisiejszego biegu tutaj
(witek)

środa, 4 kwietnia 2012

Obóz "Biegania Naturalnego"


Zainteresowanych tematem biegania naturalnego i wszystkiego, co się z nim wiąże zachęcamy do wzięcia udziału w jedynym w swoim rodzaju obozie biegowym organizowanym przez Jacka Ksiąszkiewicza znanego jako Yacool z portalu bieganie.pl. Obóz odbędzie się w terminie 20-22 kwietnia w pod-poznańskiej Puszczy Zielonce. Koszt: 390 zł/ os. (obejmuje noclegi, pełne wyżywienie, wykłady, zajęcia sportowe, ubezpieczenie NNW na czas trwania obozu) a w planach m.in.:

- treningi techniczne zorientowane na bieganie naturalne
- wykłady,
- warsztaty tuningu butów biegowych
i wiele innych ciekawych atrakcji

Dla nas i dla wielu spośród Was może to być niepowtarzalna okazja do tego by nie tylko zawiązać nowe znajomości ale przede wszystkim zaczerpnąć z doświadczenia Jacka, który w moim skromnym mniemaniu zasłużył na miano polskiego guru techniki biegowej i biegania naturalnego w ogóle.

Zapraszamy do zapoznania się ze szczegółami bezpośrednio na portalu bieganie.pl pod tym linkiem
Informacje dodatkowe udzielają także: yacool144@gmail.com i Agata Dziubałka (tel. 0605 239 748)