sobota, 31 marca 2012

Przed-rzeźnicka wróżba

Team Keen-On-Run będąc w obawie o efektywność swoich rzeźnickich przygotowań zwrócił się w stronę czarnej magii i postanowił zasięgnąć rady nie byle kogo, bo najsłynniejszej polskiej wróżbitki Gertrudy Bzibziak znanej z tego, że wróży z pośladków i psich pępków. Wróżba okazała się z jednej strony pomyślna z drugiej zaś napełniła nasze serca grozą. Zgodnie z tym co usłyszeliśmy na metę dotrzemy cali i zdrowi. "Łamiąc" 8 godzin uplasujemy się czołówce wszystkich team'ów! Nic nie ma jednak za darmo - na metę bowiem dotrzemy susi i powykręcani jak patyki. Ten wspaniały rezultat opłacimy ciężkimi kontuzjami a nasze ciała postarzeją się o 30 lat! Komputerowy symulator wizerunkowy wypluł te dwa zdjęcia:


Na chwilę obecną jesteśmy na etapie głębokich rozważań, których celem jest gruntowne przemyślenie naszego udziału w tej imprezie :(
(witek)

piątek, 30 marca 2012

5 Poznań Półmaraton - ostatnie odliczanie


Już za dwa dni team Keen-On-Run stanie na starcie piątej edycji poznańskiego półmaratonu. Udział w tej imprezie to dla nas po pierwsze sprawdzian szybkościowy a po drugie okazja do bicia ostatnich rezultatów na tym dystansie, które osiągnęliśmy podczas półmaratony Gryfa w Szczecinie (Tomek 1:33 a ja 1:44). Nasz zamysł jest zatem prosty i konkretny - zejść poniżej 1h 30min. Cel wspólny a jego osiągnięcie potwierdzi zwyżkę formy i skuteczność naszych przed-rzeźnickich przygotowań, które trwają nieprzerwanie od jesieni. 
Bieg ten Keen-On-Run ma zamiar odbyć ramię w ramię, wspierając się nawzajem i mobilizując poprzez cykliczne zmiany w prowadzeniu - trzeba się bowiem wprawiać w rytm biegu drużynowego! Przed nami w zasadzie już tylko pozapinanie wszystkiego na ostatnie guziki, doszlifowanie strategii i uzupełnienie zasobów glikogenu w mięśniach :) Miejmy nadzieję, że na trasie uda nam się utrzymać należyte tempo tak by po biegu odlecieć na fali świętowania. 

Przy tej okazji prezentujemy nasze nowe stroje biegowe przygotowane specjalnie na tę okazję czyli koszulki i własnoręcznie tuningowane Kalenji Ekiden 50, które postanowiliśmy poddać maratońskim testom.






środa, 21 marca 2012

Runner's World Saucony TrailBlazer


Daniel, trzeci z naszego teamu biegowego weźmie udział w bardzo ciekawym biegu trail-owym Runner's World Saucony TrailBlazer, który odbędzie się 12 Maja 2012 na dystansie 10km w lasach Bedgebury Forest Estate w południowo-wschodniej Anglii (hrabstwo Kent). Dla Daniela będzie to pierwszy sprawdzian biegowy od czasu, kiedy zakończyły się jego kontuzyjne zmagania. Sam wyścig jest jedną z trzech imprez (każda o podobnym charakterze), które odbywają się na przełomie maja i czerwca w różnych częściach Anglii i wchodzą w cykl Wyścigu Szczurów (Rat Race Production).   Liczymy na rzetelną relację ze startu i życzymy rzecz jasna "życiówki"

Strona biegu
Trasa
(witek)

niedziela, 18 marca 2012

Ósma Maniacka Dziesiątka



Ósma Maniacka Dziesiątka odbyła się 17 marca 2012 roku. Do biegu zarejestrowało się 2134 osoby z czego faktycznie udział wzięło 1938 zawodników (dla porównania w zeszłorocznej edycji 1433 zawodników). Jak na imprezę tego formatu wynik na prawdę imponujący. Rok rocznie powiększająca się liczba startujących niewątpliwie dobrze świadczy o samym biegu, jego lokalizacji a także potwierdza nienaganną organizację oraz rzetelne wsparcie medialne i sponsorskie.

Jeśli chodzi o mnie, to był to mój pierwszym start w tej imprezie oraz drugi oficjalny bieg na Malcie w ogóle (pierwszy miał miejsce 1 stycznia tego roku w ramach Biegu Sylwestrowego). Z ciekawością więc wyczekiwałem dnia zawodów obserwując jak powiększa się lista startowa. Sam bieg dla mnie miał być sprawdzianem szybkościowym a za cel odważnie obrałam sobie "złamanie" czterdziesto-minutowej, magicznej bariery na tym dystansie. Z uwagi na intensywne przygotowania do Biegu Rzeźnika nasz plan treningowy uległ jakiś czas temu istotnym modyfikacjom polegającym na zredukowaniu w nim treningu szybkościowego na korzyść elementów siłowych i wytrzymałościowych. Z tego też powodu obawiałem się czy mój ambitny plan nie okaże się niewypałem...

Na starcie, jak to na starcie - tłoczno... Biegaczy podzielono na cztery sektory efektem czego trafiłem do tego oznaczonego literą C lądując w dość znacznej odległości od linii początkowej. Bieg rozpoczął się z drobnym opóźnieniem. Początek (z uwagi na ciasnotę) to mozolne przesuwanie się do przodu. W końcu jednak i ja znalazłem się na linii startu i uruchomiwszy Garmina - ruszyłem do przodu. Już wówczas wiedziałem, że jeśli za chwilę nie będę miał więcej swobody - mój wielki plan szybkościowy spali na panewce i to na samym początku biegu. Desperacko szukałem miejsca gdzie mógłbym się rozpędzić i na szczęście znalazłem - chodnik na uboczu :) Od teraz rozpoczęła się moja gonitwa z czasem. Znałem swoje możliwości; wiedziałem, że na treningach bez problemu udawało się trzymać tempo 4:40 i 4:30 przez nawet więcej niż 10km. Tutaj miałem przy sobie dodatkowego sprzymierzeńca, naturalny i legalny doping, królową nadnerczy - Adrenalinę ;) Pierwsze 2-3km to w większości delikatny zbieg w dół, dzięki czemu udało się uzyskać  tempo w okolicach 3:50. Oby tylko utrzymać je do końca... Oficjalny czas osiągnięty na półmetku  wyniósł jak się później okazało dokładnie 00:20:07. Teraz pozostało już tylko pilnować tempa i liczyć na to, że ewentualną różnicę odrobię finiszując na ostatnich dwóch kilometrach. Plan może by i wypalił gdybym wówczas wiedział, że jestem odrobinę za wyznaczonym celem. Ja jednak wspaniałomyślnie ustawiłem swojego Garmina w ten sposób by pokazywał samo tempo na kilometr. Na kolejnych 3 kilometrach moje tempo spadło z 3:50 do 4:00. Wiedziałem i czułem, że zaczynam powoli słabnąć. W moje myśli wkradło się zwątpienie, powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę z ogromu wysiłku jaki mimo niewielkiego już dystansu będę musiał włożyć by nadrobić stracone sekundy a może i minuty... Dziewiąty kilometr to tempo 4:16. Tutaj - walcząc ze zrezygnowaniem i zmęczeniem - straciłem najwięcej... Zegarek zadrżał na mojej ręce. Wiedziałem, że do mety pozostał ostatni kilometr. "Jak finisz, to finisz; musi być szybciej" - pomyślałem i bez względu na końcowy rezultat przyspieszyłem. Kiedy wbiegałem na metę tempo znów wyniosło 3:50. Niestety za późno... 

Oficjalny czas netto jaki osiągnąłem wyniósł 00:40:25 przy średnim tempie na całym dystansie 4:02. Wśród 1938 startujących zająłem 227 miejsce (byłem 79 w mojej kategorii wiekowej i 217 wśród mężczyzn). Ponieważ znalazłem się wśród pierwszej 500-tki biegaczy otrzymałem srebrny medal :)

Epilog ;) 
Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem tak potworne zmęczenie :) Wiedziałem, że tego dnia dałem z siebie wszystko. Po chwili wytchnienia pojawiła się także ogromna radość. Do "złamania" tej upragnionej czterdziestki zabrakło przecież niewiele, bo raptem 24 sekundy. A co najważniejsze pobiłem swój ostatni nieoficjalny rezultat na tym dystansie aż o 3 minuty! Podczas zawodów towarzyszyła mi moja kochana rodzina, której za wsparcie i wytrwałość serdecznie dziękuję!

Koniec biegu okazał się początkiem świętowania. 17 marca, to przecież dzień św. Patryka - święto, które rok rocznie staram się hucznie obchodzić. Do tego jeszcze życiówka na 10km i mamy podwójną okazję do świętowania! Ten wieczór należał zatem do Keen-On-Run. Spędziliśmy go w poznańskim Irish pubie Tanner's, którego właścicielem jest mój serdeczny kumpel z lat studiów. Był Guinness, muzyka na żywo, gwar i dużo rozmów nie tylko o bieganiu. Do domu wróciliśmy o 4 nad ranem a z naszej eskapady zachowało się poniższe zdjęcie ;)


Wyniki z biegu dostępne tutaj
Garść zdjęć tutaj
I jak zwykle zapis trasy z Garmin Connect

(witek)

wtorek, 13 marca 2012

Chwile warte biegu #3


No proszę - w naszym dąbrówkowym lesie jest nawet miejsce, gdzie strudzony biegacz czy spacerowicz może usiąść i w spokoju obejrzeć choćby swój ulubiony program telewizyjny. W godzinach wieczornych wyświetlane są następujące filmy: "Mroczny Rycerz", "W Ciemności", "Faceci w Czerni", "Tańcząc w Ciemnościach" oraz hit tego lata "Ultra-maraton w czołówce". Ktoś chyba poczył wiosnę i postanowił na jakiś czas wyprowadzić się z domu... Zastanwiam się kiedy w pobliżu zostanie zainstalowana wanna na deszczówkę i lodówka (słyszałem, że w sprzedaży pojawiły się modele napędzane energią z wyładowań atmosferycznych). Dalszy komentarz zbyteczny...
(witek)

niedziela, 11 marca 2012

Biegać naturalnie



O tzw. bieganiu naturalnym (ang. "barefoot running"), bieganiu boso lub w obuwiu bez amortyzacji słyszy się coraz więcej. Informacje zdające się potwierdzać jego zalety dostarczają nauka (od prehistorii po fizjologię), słynne i tajemnicze plemię Tarahumara i coraz większa ilość portali internetowych pośrednio i bezpośrednio związanych z tym tematem. Jak wiele nowych odkryć i doniesień tak i wiele wokół nich kontrowersji... Jak bowiem cały biegowy świat (od projektantów obuwia, sztaby trenerskie i fizjoterapeutyczne po samych biegający) przekonać, że dotychczasowe rozwiązania polegające stosowaniu kosmicznych technologii i rozwiązań okazują się być niepotrzebne; wręcz szkodliwe, kontuzjogenne i w końcu - wbrew naturze? Sam Leonardo da Vinci powiedział "Ludzka stopa jest machiną o mistrzowskiej konstrukcji oraz dziełem sztuki". Te słowa świetnie oddają geniusz natury, która stworzyła układ mechaniczny składający się z 26 kości, 32 mięśni i ścięgien oraz 107 więzadeł! Od zarania dziejów człowiek używał, eksploatował czasem wręcz zmuszał ów doskonały organ do nieludzkiej pracy i wysiłku. To nie kto inny jak człowiek na boso lub w skromnych ciżemkach tropił i gonił zwierzynę, przemierzał bezkresy i pustkowia w poszukiwaniu pożywienia, wody lub miejsca, w którym mógłby się osiedlić. Mówi się, że człowiek (dzięki nabytej w toku ewolucji) naturalnej zdolności chłodzenia jest w stanie na pustkowiu zabiegać każde zwierzę. Kto wówczas myślał o bieganiu "z pięty" czy "z palców", pronacjach, supinacjach, płaskostopiu, haluksach i innych przypadłościach? Organizm w swojej doskonałości naturalnie adoptował się i kompensował wszelkiego rodzaju fizjonomiczne anomalie dając każdemu szanse na chodzenie, bieganie, przeżycie...
Co więc takiego stało się w ciągu ostatnich dzesięcioleci, że nagle zalecono nam używanie obuwia z tzw. amortyzacją? Skąd te wszystkie wkładki, pianki, wsparcia, kontrole trakcji? Czymże zasłużylimśmy sobie na takie kuriozum? W moim mniemaniu odpowiedź jest prosta. Te przedziwne rozwiązania zawdzięczamy naszemu lenistwu i z dekady na dekadę coraz bardziej konsumpcyjnemu wzorcowi zachowań. Zredukowaliśmy dynamikę życia do niezbędnego minimum. Pracę, którą do tej pory musieliśmy wykonywać sami zleciliśmy maszynom. W rezultacie obrośliśmy w tłuszcz, stając się dla naszych stóp fizyczną łamigłówką a dla przyszłych pokoleń architekami próżniactwa i wygody. Zamiast dać szansę naszym organizmom, szkieletom dalej adoptować się do indywidualnych uwarunkowań (w tym także środowiskowych) my zrobiliśmy coś, co do dziś robimy najlepiej - udaliśmy, że problemu nie ma, zamietliśmy śmieci po dywan; wymyśliliśmy nowy, ewolucyjny typ obuwia z amortyzacją i zarobiliśmy na tym ogromne pieniądze. Jakże naturalnie, prawda?
Skoro przeglądamy na oczy, czemu nie zawrócić? Czemu już dziś nie wyrzucić wszystkich butów w kąt i wybiec boso na ulicę? Niestety nic tutaj nie da się załatwić szybko. Świat projektantów i producentów obuwia potrzebuje czasu adaptacji i wsparcia ze strony nauki; dowodów na coś, w co kiedyś w ogóle nie trzeba był wierzyć. Lata zaniedbań sprawiły, że musimy na nowo nauczyć swoje stopy bliskiego kontaktu z podłożem. Nie traktujmy tego jak zesłania do kolonii karnej. Postarajmy się by zmiany zachodziły stopniowo i sukcesywnie, chodźmy jak najwięcej boso, wybierajmy tzw. obuwie przejściowe, które pomoże nam przyzwyczaić stopy i nieużywane w takim stopniu partie mieśni nóg do nowych warunków. Niech stanie się to dla nas przygodą. Wszystko bowiem wskazuje na to, że stoimy na progu rewolucji, której początki zaczynają się tu i teraz!

Zalety biegania naturalnego:
- wykształcenie bardziej naturalnego chodu i wzmocnienie mięśni, ścięgien, wiązadeł stóp i nóg
- usunięcie wsparcia pod piętą pozwala na swobodne skracanie i rozciąganie się ścięgna Achillesa oraz mięśni łydek co bezpośrednio wpływa zmniejszenie występowania zjawiska kontuzji czy przetrenowania
- biegacze uczą się lądować na śródstopiu a nie jak dotychczas na pięcie. Takie bieganie zostało niejako wymuszone przez konstrukcję butów, która poprzez zastosowanie amortyzacji wymusiła różnicę w poziomach podeszwy pod piętą względem czubka. Lądując na pięcie w rzeczywistości działamy hamulcem naciskanym z każdym naszym krokiem. Biegnąc efektywnie lądujemy na śródstopiu; sprawiamy, że krok stawiamy łagodnie, lekko i płynnie. Kiedy stopa ląduje na ziemi łuki naszego śródstopia w naturalny sposób amortyzują uderzenia.

Wady biegania naturalnego:
- przeciwnicy często mawiają: po co naprawiać coś co nie jest zepsute? Jeśli nie masz problemów lub nie doskwierają Ci bóle, to po co cokolwiek zmieniać?
- zbyt mała ochrona stopy. Podeszwy w butach chronią nas przed zetknięciem z ostrymi zanieczeszczeniami czy krawędziami takimi, jak szkło, kamienie, skały, gwoździe, kolce i inne. Zapewniają też ochronę przed wilgocią i mrozem
- ryzyko naciągnięcia ścięgna Achillesa i przeciążenia łydek. Więszość z nas nie jest przyzwyczajona do chodzenia na boso, zatem bieganie bez tzw. amortyzacji doprowadzi do przeciążenia naszych mięśni i ścięgien
- ryzyko bólu podeszwowego. U częśći z nas podeszwa jest wrażliwa i delikatna. Bieganie boso czy też w minimalistycznym obuwiu może powodować bóle podeszwowe bądź doprowadzić do zapalenia powięzi podeszwy
- bąble i pęcherze. Prawie każdy, kto zaczął biegać boso lub w obuwiu bez amortyzacji w pierwszych tygodniach zmaga się z pęcherzami i otarciami. Zjawisko to ustępuje po utwardzeniu stopy.
- wygląda się dziwnie. Wielu zacznie gapić się na Ciebie jeśli będziesz biegł boso ;)

Nie będę starał się usprawiedliwiać bądź stawać po którejkolwiek ze stron. Z jednej strony brak mi odpowiedniej wiedzy, z drugiej uważam, że najłatwiej będzie sprawdzić wszystko w praktyce. Z tego też powodu Keen-On-Run włącza bieganie naturalne w swój cykl treningowy. Pamiętając zasady o nieforsowaniu się i stopniowym przechodzeniu z obuwia ze wsparciem do obuwia "zero" będziemy starali się robić krótkie leśne przebieżki w obuwiu minimalistycznym i boso a także na bierząco informować nas o naszych poczynaniach. 

Pod poniższymi linkami znajdziecie wiele ciekawych informacji i nowości związanych z tematem biegania naturalnego (niestety większość po angielsku)


A na koniec tzw. "wisienka na torcie" - znakomity, edukacyjny materiał wideo prowadzony przez dr Mark Cucuzzella - jednego ze światowych specjalistów i ambasadorów biegania naturalnego. Polecam!



(witek)

niedziela, 4 marca 2012

Tak nam się jakoś poleciało:-)


Niedziela jest standardowo w naszym planie treningowym dniem długich wybiegań. Nie inaczej było i tym razem. Miejscem zbiórki był dworzec w Palędziu skąd pociągiem udaliśmy się do Poznania na miejsce startu naszej wycieczki biegowej. W planch mieliśmy pokonanie trasy wzdłuż Warty przez Puszczykowo i dalej terenami WPN do miejsca naszego zamieszkania Dąbrówki. Wyruszyliśmy o godz. 7:15 spod dworca Poznań Główny, szaro-burą o tej porze roku ulicą Królowej Jadwigi do punktu, w którym ma swój początek szlak prowadzący wzdłuż rzeki w stronę Mosiny. Po zrobieniu kilku zdjęć ruszyliśmy w drogę pokrytym szadzią korytem Warty w kierunku Lasu-Dębina.
Po pokonaniu tego uroczego zakątka i wiaduktu nad autostradą zatrzymaliśmy sie na planowny pierwszy postój (10km). Chwila przerwy i biegliśmy dalej pokonując najmniej atrakcyjny odcinek naszej wyprawy - tereny przemysłowe Lubonia. Niestety na 11 kilometrze zgubiliśmy szlak, czego konsekwencją było nadłożenie dodatkowych 3km. Dalsza cześć trasy prowadziła przez malownicze nadwarciańskie rozlewiska poprzecinane tu i ówdzie drewnianymi mostkami. Po dwóch godzinach biegu i pokonaniu 20km przyszedł czas na posiłek, który składał się z jakże pysznej kanapki przygotowanej przez Witka i kultowych już jabłkowych żeli energetycznych nabywanych regularnie przez nas w sklepach Decathlon. Kolejnym punktem wartym odnotowania na naszej trasie (24km) było muzeum znanego podróżnika Arkadego Fiedlera wraz z ogrodem kultur i tolerancji, gdzie w jednym miejscu można obejżeć m.in Santa Marie - słynny statek Krzysztofa Kolumba, posąg z Wysp Wielkanocnych czy samolot Hawker Hurricane MK I z dywizjonu 303. Puszczykówko miało być miejcem naszego głównego posiłku, ale poszukiwania czynnego punktu gastronomicznego spełzły na niczym. Pozostała nam konsumpcja suchych bułek, kabanosów popijanych colą na ławce pod sklepem typu społem. Smakowało wybornie!
Dalsza część trasy przebiegała przez środek Parku Narodowego tzw. graiserówką, koło dyrekcji WPN w kierunku wsi Trzebaw. Mimo, że wraz z kolejnymi kilometrami nasze tempo spadało, a krok robił się coraz mniej sprężysty próbowaliśmy sobie "dawać zmiany" co skutkowało dosyć żwaym tempem (4:30/km). Dla nas bieg móglłby się skończyć już na 38 km gdyż ostatnia dycha upłyneła w kompletnej ciszy przerywanej pytaniami typu "ile jeszcze zostało?". Kolejne kilometry to istny "asfaltowym katorżnik". Po niespełna pięciu godzinnach i 48 kilometrach zameldowaliśmy się na mecie. Było to jak na razie nasze najdłuższe wspólne wybieganie.
...ale chyba nie na długo takim zostanie :-)

zdjęcia
trasa
(tomek)

sobota, 3 marca 2012

Wiosna Panie Witku, wiosna Panie Tomku:-)


Mimo, że do końca kalendarzowej zimy jeszcze ponad dwa tygodnie już dziś mogliśmy się cieszyć iście wiosenną pogodą. Plan na dzisiejszy trening - siła biegowa (podbiegi) + ćwiczenie techniki na zbiegach.
Na miejsce naszych zmagań wybraliśmy doskonałe miejsce nie tylko dla biegaczy ale także dla miłośników MTB, jedno z najwyższych wzniesień w okolicach poznania - Dziewiczą górę. Ze względu na ograniczenia czasowe udało nam się przebiec tylko około 9km, mimo to mieliśmy poczucie dobrze wykonanego zadania. Meta naszego treningu była tym razem nietypowa, a mianowicie po pokonaniu 172 schodów staneliśmy  na szczycie 40 metrowej wieży. Na potwierdzenie tezy, że wiosna tuż tuż był piękny widok kluczy powracających ptaków na bezchmurnym niebie, liczni spacerowicze i duża zorganizowana grupa poznańskich rowerzystów. Nie mogę nie dodać,że w drodze powrotnej w aucie znanego z zamiłowania do dobrej muzyki Witka tym razem towarzyszyła nam muzyka Bruca Springsteena ;-)
Jutro niedziela,czas na dłuuuugie wybieganie.  

zdjęcia 
trasa
(tomek)